Dzisiaj chciałabym w kilku słowach opowiedzieć o spektaklu
pt. „Mąż i żona” w reżyserii Jarosława Kiliana, wystawianym w Teatrze Polskim
im. Arnolda Szyfmana w Warszawie. Wystąpili: Maksymilian Rogacki jako Hrabia Wacław, Marta Kurzak jak Elwira, Piotr Bajtlik jako Alfred, Lidia Sadowa jako Justysia i Tomasz Błasiak jako Kamerdyner.
Jest to sztuka na podstawie dramatu Aleksandra Fredry, jednak przeniesiona w
czasie o jakieś 100 lat później. W związku z tym wszystko dzieje się w okresie
przedwojennym. Spektakl opowiada o mężu i żonie oraz ich na pozór nieciekawym
życiu. Jednak wszystko zaczyna się dziać, kiedy partner wychodzi z domu. Wtedy
to pojawia się przyjaciel rodziny i zarazem kochanek żony albo pokojówka, która
podoba się niejednemu mężczyźnie. Całość to duża ilość zabawnych perypetii i ogromna
ilość erotyki.
Fakt, że wszystko dzieje się, w trochę innych realiach niż
pierwotnie przedstawił to Fredro, ma swoje odzwierciedlenie nie tylko w
strojach i zwyczajach bohaterów. W spektaklu nie zabrakło interesujących,
metaforycznych akcentów, które okazały się dla mnie miłym zaskoczeniem i
których nie będę zdradzać, aby nie zepsuć komuś przyjemności z odbioru tej
sztuki. Bardzo dobre i wstrząsające było również zakończenie.
Muszę przyznać, że moją ulubioną postacią w całej historii był lokaj/kamerdyner.
Czasem ci, którzy są najbardziej milczący i schowani w cieniu odgrywają te
największe role. Ogromne wrażenie wywołały na mnie stroje. Były po prostu
przepiękne. Zarówno nimi, jak i scenografią, zajęła się Dorota Kołodyńska.
Sztuka była dobra, na pewno mnie nie rozczarowała. Spędziłam
przy niej miły wieczór w teatrze i wam też ją polecam.
Komentarze
Prześlij komentarz